Niby pisać człowiek umie, ale nigdy jakoś się nie wie od czego zacząć... więc siedzę już te pół godziny i myślę, czy pisać zabawnie, wzruszająco, błyskotliwie, czy po prostu pisać to, co ślina na język przyniesie? Dziś jednak wybieram chronologię, żeby każdy wiedział co i jak i właściwie, czemu Marks "jest blogerę".
1. Jutro lecę na Tajwan na pół roku. Sama.
2. Będę pracować w firmie komputerowej.
3. Od tygodnia jestem spakowana, co jest dziwne, bo zazwyczaj wszystko wrzucam do walizki na ostatnią chwilę. Ale jak wiadomo żarty się skończyły i średnie letnie temperatury 28-34 wymagają odpowiedniego przygotowania garderoby, której ze względu na nasze 3 ciepłe dni w ciągu całego lata po prostu nie miałam. Niby jeśli czegoś zapomnę, to da się kupić, ale boje się, że dadzą mi w częściach i będę se musiała sama poskładać
4. Zaraz idę kupić ostatnie prezenty tj. chrzan, kiełbasę, flaszeczkę, trochę słodyczy i może kilka zupek chińskich, żeby zobaczyli co znaczy tradycyjna polska kuchnia.
5. Mam nadzieję, że ktoś od czasu do czasu będzie poczytywał moje przygody i z czasem stanę się sławną blogerką, faszynistką, trendsetterką, zacznę chodzić boso po Poznaniu, wydam przewodnik turystyczny, nagram program o jadowitych wężach na Pojezierzu Myśliborskim, a ostatecznie przejmę tamtejszą telewizję i będę prowadzić program w kostiumie pandy. Eh, te marzenia.
6. A tak bardziej realnie, to postaram się pisać o rzeczach, które będą inne, dziwne, interesujące, smaczne. Chciałabym też nagrać parę filmików i może od czasu do czasu, zwierzyć się z głębszych przemyśleń, więc jeśli zbyt długo będę ociągać się z wpisem, to niech kto mnie "zaczepi" na fejsie.
7. Jeśli już naprawdę nikt tu nie będzie zaglądał, to przynajmniej będę mieć pamiątkę z podróży, czyli coś czego nigdy mi nikt nie zabierze.
To chyba najważniejsze z informacji. I przy okazji, że pierwszego bloga będzie jeszcze komuś chciało się czytać, to dziękuję tarasowej paczce za przemiły wieczór i na dowód wstawiam pierwsze zdjęcie związane z moją podróżą. Safety box, dzięki któremu nie ma prawa nic mi się stać. (mam nadzieję, że moi przyszli koledzy z pracy, nie poczują się urażeni, tymże jak okrutnym stereotypowym obrazkiem), aha no i jak dolecę, to oczywiście zapytam, co te napisy znaczą, więc jeśli mnie Mati zwyzywałeś to się dowiem!
prezent na pożegnanie(jak przypomnę sobie jak być hakerę, to zmienię kolor ramki)
I na koniec.. Niedługo rozpoczynam moją 18 godzinną drogę z dwiema przesiadkami. Jedną we Frankfurcie, drugą w Hong-Kongu. W sumie lot to część wyjazdu, której boję się najbardziej, ale jak już dotrę do Taipei i przez trzy dni odeśpię jet laga, to od razu wybiorę się do Night Marketu i najem się suszonych ośmiornic.
Mememememe !!!! Będę Cie zaczepiać na fejsie zebys updateowala swoje poczynania:D a lot to najwieksza frajda ej!:D zrobisz sobie przegląd wszystkich nowosci kinowych:D
OdpowiedzUsuńSuszone ośmiornice... moje ulubione :D
OdpowiedzUsuńZupki chińskie, najlepsze polskie danie ! :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w podróży! :)
OdpowiedzUsuńW sumie zawsze chciałem odbyć lot samolotem więc zazdroszczę! Oczywiście nie bardziej niż samego wyjazdu i możliwości współpracy z Zowie. ;)
Z niecierpliwością będę czekał na kolejne wpisy i materiały(szczególnie jakieś ciekawe filmy).
Miłego wyjazdu!
Super Asiu, cieszę się bardzo :) Mam nadzieję, że będziesz pisała dość dużo, bo bo bo, zazdrość mnie zżera i w ogóle ehh :D Blog już dodany do zakładek oczywko! :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Can't wait na świeże njusy. Żałuję przeogromnie, że zabrakło mnie na tarasie, ale nie poradzisz... ;*
OdpowiedzUsuńZagląda :) Też jestem z Poznania i zaraz zabieram się do dalszej lektury bo smakowicie sie zapowiada ;))
OdpowiedzUsuń